Fotograf na imprezie

Fotograf na imprezie

Fotograf na imprezie rodzinnej

Fotograf na imprezie rodzinnej ma wesoło. Zawsze. Chociaż większość sytuacji potrafię już przewidzieć, to co rusz zdarza się impreza na której zaskoczy mnie coś nowego. To będzie absolutnie subiektywny i zaangażowany wpis, aby pokazać wam drugą stronę medalu. Właściwie należałoby rozpocząć od opowieści o stałym elemencie układanki, czyli pytaniu: “Ło Panie, a czemu to to tak drogo?”
Drogo nie jest. Czasy mamy, jakie mamy i z szacunku dla moich klientów, staram się zawsze oscylować lekko poniżej średniej na rynku, a temu pytaniu poświęcę kiedyś osobny wpis. Od czego więc zacznę? Od pytania, które zawsze zadaję.
– Czego Pani/Pan ode mnie oczekuje?
– Jak to czego? – pada czasem zdziwione pytanie. – My się bawimy, a Pan robi zdjęcia!

Ustalenia? Jakie ustalenia?

No właśnie… Powiedzmy, że po takiej odpowiedzi dam sobie spokój i nie dopytam o szczegóły uznając, że klient wyluzowany daje mi wolną rękę. Zabawa zaczyna się wtedy przy przekazaniu zdjęć.
– A czemu ciotka Kryśka jest tylko na jednym zdjęciu?
– No wie pan? Tyle zapłaciłem za catering, a pan szwedzkiego stołu nie zrobił zanim go obgryźli?
– Kurczę, a zdjęcie jak babcia je schabowego?
– I toastu za Zdziśka też nie ma?
– A ja widziałem, że pan siedział i przez 15 minut nic nie robił! Ja Panu za siedzenie nie płacę!

Uwierzcie mi, to tylko mała próbka. Zdarza się niezależnie od statusu społecznego i wykształcenia. Kultura chodzi własnymi ścieżkami.
Pracuję według pewnych standardów, ale oczekiwania klientów bywają różne. Czasami dziwaczne. Jednak do każdego z nich podchodzę z pełnym szacunkiem. Dlatego tak ważne dla mnie jest wcześniejsze ustalenie z klientem, jakie są nasze priorytety, na czym się skupiamy, na czym nam zależy, co musi być koniecznie, a co pomijamy bo nas nie interesuje. Wtedy po przekazaniu zdjęć obie strony są zadowolone.

Certyfikat prawie Covidowy

Część rodzinnych imprez zaczyna się w miejscach sakralnych. Na tę okoliczność posiadam specjalną legitymację uprawniającą mnie do robienia zdjęć i nagrań w takich właśnie miejscach, której posiadaczem stałem się po specjalnym kościelnym kursie i opłaceniu niemałej sumki. To jestem w stanie zrozumieć. Nie każdy musi być wierzący, nie każdy musi wiedzieć jak się zachować w świątyni.

Bawi mnie co innego. Po pierwsze fakt, że jest to dokument czasowy, a po upływie jego terminu ważności trzeba ponownie stawić się na kolejnym kursie. Oznacza to, że ktoś uważa iż wykonując ten zawód mogę doznać jakiejś amnezji i nagle zapomnieć jak powinienem zachować się w kościele. Hm… Dziwne. Chyba że nie chodzi o moją wiedzę, tylko o moje… A z resztą, nie ważne.

Po drugie, bawi mnie to w jak policyjny sposób jest to w niektórych parafiach weryfikowane. Tak jakoś średnio po chrześcijańsku. Nie żebym był jakimś antyklerykałem. Broń Boże! Bawią mnie tylko ludzkie zachowania. Jest oczywiście mnóstwo wspaniałych parafii, w których panuje rodzinna atmosfera, ale piszę o tych perełkach.
Najlepszy był ksiądz prowadzący mszę w jednym ze śląskich kościołów, który kazał mi stać w jednym miejscu przez całą mszę, a kiedy tylko ruszyłem się o parę kroków, przerywał celebrację i patrzył na mnie spode łba.

I komunia

Ruchy Browna

Pozostańmy jeszcze przez chwilę w miejscach uświęconych. To bardzo ważne, aby z kapłanem prowadzącym mszę uzgodnić wszelkie szczegóły. Co ważne, to nie operator, czy fotograf mówi kapłanowi co i gdzie, lecz kapłan przekazuje informacje o tym co i gdzie się wydarzy, a my musimy się do tego dostosować. Kiedy pomimo wytycznych księdza nagle on sam zaczyna zachowywać się inaczej niż to ustalił robi się groźnie.
Fotografowi łatwiej jest dostosować się do niespodzianek podczas mszy. On strzela zdjęcie i może przemieścić się w lepsze dla niego miejsce. Gorzej ma operator kamery. Jest więźniem czasu. Nie może przerwać nagrania w dowolnym momencie, bo będą to często bardzo ważne chwile, które zostaną utracone.

Kto lubi fizykę ten wie co to są ruchy Browna. To chaotyczne, nieprzewidywalne ruchy cząstek. Zdarzają się niestety księża, którzy niezależnie od ustaleń poruszają się potem podczas mszy ruchami Browna. Nie ważne co było ustalone i tak wszystko będzie inaczej. To jednak nie ksiądz, ale fotograf lub operator będzie się musiał tłumaczyć przed klientem, że nie uchwycił najważniejszego momentu ceremonii.

Ale, że na sali?

– Tak, proszę pani. Zależy nam na tym, żeby nasz stolik stał na sali, najchętniej gdzieś w kąciku i żeby było koło niego miejsce na nasz sprzęt i gniazdko sieciowe do ładowania baterii.

Tu nastąpiła konsternacja klientki. Rzecz nie w tym, że chcemy się bawić razem z gośćmi. Zależy nam zawsze na dwóch ważnych rzeczach. Nawet kiedy odpoczywamy, chcemy widzieć co dzieje się na sali. Gdyby wydarzyło się coś ciekawego i zaskakującego, chcemy móc zareagować błyskawicznie i ruszyć do pracy. Po drugie, chcemy mieć torby ze swoim sprzętem stale na oku. Nie dlatego, że spodziewamy się wśród gości złodziei ale dlatego, że kiedy zabawa trwa w najlepsze, ludzie mają nagły przypływ fantazji, a strzeżonego Pan Bóg strzeże. Ponadto im mniejsza odległość do zapasowych baterii i potrzebnego sprzętu tym szybciej możemy reagować, a przerwy techniczne trwają krócej.

To, co było nie wróci

Kolejnym bardzo ważnym elementem układanki jest dobra współpraca z DJ’em lub zespołem muzycznym. Oni najczęściej odpowiadają za światło i dźwięk. Dla fotografa nie ma to większego znaczenia, ale operator kamery musi mieć wszystko dograne i sprawdzone. Jeżeli DJ zapewnia tylko światło efektowe, operator musi zadbać o dodatkowe doświetlenie parkietu i fragmentów sali. Po drugie musi pobrać do nagrania dźwięk prosto z miksera audio na swój rekorder. Mnogość standardów wyjść i wejść audio wymusza przygotowanie przez niego sporego zestawu różnych wtyków i kabli. Dźwięk bezpośrednio z sali może być tylko efektowym dodatkiem, ale sam z siebie najczęściej nie nadaje się jakościowo na dźwięk podstawowy dla nagrania.

To wreszcie DJ zarządza programem imprezy proponując kolejne jej elementy. Dobra komunikacja pomiędzy nim a fotografem i operatorem kamery pozwala uniknąć sytuacji, w której nie zdążą oni przygotować się na czas na start kolejnego ważnego punktu programu wartego uwiecznienia.

Zbioróweczki

Zdjęcia grupowe to podstawowy element każdej rodzinnej imprezy, niezależnie od tego czy są to chrzciny, I Komunia, wesele, jubileusz, zlot rodzinny… Najlepszym momentem na zrobienie zdjęć grupowych jest czas kiedy wszyscy są już najedzeni, ale impreza jeszcze nie rozkręciła się na tyle, aby widoczne było zmęczenie gości i wpływ trunków.

I co tak błyskasz?

W miarę rozwoju imprezy, rodzina się rozkręca. Kiedy pierwszy raz usłyszę: “No i co tak błyskasz tą lampą”, to wiem, że wszyscy bawią się doskonale, wszystko idzie zgodnie z planem, a DJ zrobił robotę.

Z nami się nie napijesz?

Kolejny etap na imprezach, których głównymi bohaterami nie są dzieci, to etap: “Chodź, napij się z nami!” Niestety, zmuszony jestem odmówić. “No co ty, z nami się nie napijesz?” Wtedy najczęściej robię towarzystwu zdjęcie, które nigdy nie będzie opublikowane, ale doskonale rozładowuje sytuację. Wiem jednak, że powoli zbliżamy się do kolejnego etapu imprezy.

Mów mi RODO

Na prawie każdym weselu znajdzie się jakiś ekspresowy wujek, który zmierza do etapu Magicznej Godziny szybciej niż reszta gości. Wtedy, zdając sobie sprawę ze swojego stanu, ale nie chcąc się do niego przyznać, prewencyjnie zaczyna wydawać z siebie okrzyki nawiązujące do ochrony wizerunku i jego praw wynikających z RODO, żądając schowania aparatu lub kamery. Nie wie, że już od dawna, ze względu na swój stan i z szacunku dla niego nie jest podmiotem zainteresowania naszych obiektywów.

Golden, blue, magic hour

Tak oto docieramy do momentu, w którym kończy się na imprezie rodzinnej zadanie fotografa i operatora kamery. W fotografii funkcjonują pojęcia złotej i błękitnej godziny. To czas chwilę po zachodzie i chwilę przed wschodem słońca, kiedy można zrobić urokliwe zdjęcia w plenerze. Natomiast magiczna godzina podczas imprezy to moment, w którym kończymy naszą pracę ze względu na “zaawansowanie” imprezy i z szacunku dla gości, którzy bawią się magicznie, ale raczej nie chcieliby już oglądać tej magii na zdjęciach i nagraniach z perspektywy stojącego twardo na nogach poranka. Zbieramy zabawki i do domu.

Czemu nie jutro?

Niecierpliwość klientów w oczekiwaniu na efekty naszej pracy jest zrozumiała. Jednak nigdy nie obiecujemy klientom, że gotowe zdjęcia i nagrania przekażemy w ciągu kilku dni. Zawsze staramy się to zrobić jak najszybciej, ale zależnie od sezonu i ilości oczekujących zleceń może to trwać od 2 tygodni do 2 miesięcy. Klient musi pamiętać, że chcemy naszą pracę wykonać dla niego jak najlepiej, a staranna postprodukcja wymaga czasu.

Surowe nie smakuje

Czy jecie na co dzień surową rybę, wołowinę czy drób? Nie, bo żeby były zjadliwe i można było cieszyć się ich wspaniałym smakiem trzeba je najpierw odpowiednio obrobić. Z tego samego powodu żaden szanujący się fotograf czy filmowiec nie udostępnia surowych, nieobrobionych zdjęć i niezmontowanych materiałów filmowych. Są półproduktem. Materiałem przeznaczonym do odpowiedniej, profesjonalnej obróbki, po której nabierają koloru, smaku i będą wspaniałą pamiątką ważnych chwil. Proszę, nie próbujcie namawiać mnie do przekazywania nieobrobionych materiałów. To się nie uda.

Powrót do bloga
Powrót do góry
Zamknij Zoom